Był taki czas,
gdy znaki mówiły po niemiecku,
gdy ulice brzmiały
innymi imionami,
a góry stały
między imperiami I granicami,
który przesuwały się jak chmury.
Bad Ziegenhals--
miasto ciszy i uzdrowisk,
gdzie para unosiła się z wód mineralnych,
a zegary tykały pod
austro-węgierskimi dachami.
Ludzie chodzili na targ
w dwóch językach,
a modlitwy wznosiły się
w głosach miękkich i obcych.
Potem przyszła wojna,
nie raz,lecz dwa,
a imiona stały się ranami
Kamienie nie były już tylko kamieniami,
lecz nośnikami pamięci,
a język--linią podziału,
przebiegającą przez środek
czyjegoś domu.
Gdy Bad Ziegenhals stało się Głuchołazami,
niektórzy zostali,
inni zniknęli jak mgła.
Nowe dłonie trzymały stare klucze.
Dzwony kościelne dzwoniły
w innym języku.
Ale wzgórza pozostały.
Rzeka nie zmieniła swojego biegu.
A w ciszy po historii
wciąż można usłyszeć
echo kroków
w obie strony.